Śnieg spadł, aczkolwiek nie wiadomo, jak długo poleży. Wykorzystać trzeba moment, gdy można pobiegać na nartach. Jasne, można pojechać samochodem do Jakuszyc i biegać po Polanie Jakuszyckiej, ale ja wolę swój Kamienicki Grzbiet. Tegoroczny sezon zaczęłam więc w zaraz po świętach, wiedząc, że mam niewiele czasu nim śnieg stopnieje.
Modrzewiowa Droga jako trasa narciarska
Modrzewiowa Droga idealnie nadaje się do biegania na nartach, gdy ma się umiejętności takie jak moje. Na wycieczkę wybrałam się wczesnym popołudniem. Słońce przygrzewało, ale w cieniu utrzymywał się mróz. Droga była ośnieżona, ale niestety rozjeżdżona samochodami. Wędrowało mi się przyjemniej niż się spodziewałam i choć zamierzałam dojechać do drogi na Sępią Górę i zawrócić, zdecydowałam się podejść na szlak i nim przejechać do Pięciu Dróg. Zaskoczyło mnie, że na szczytowej ścieżce śnieg był mniej zmrożony, ale nie kleił się do nart i z łatwością mi się jechało.
Na Rozdrożu 5 Dróg napiłam się herbaty i zjechałam na Modrzewiową Drogę. O dziwo tym razem ani razu się nie wywróciłam.
Wymyśliłam sobie, że następnego dnia pobiegnę na Skałkę
Zofii.
O naiwności!
W sobotę na szlaku byłam przedpołudniem, bo prognozy przewidywały wysoką temperaturę, więc obawiałam się, że śnieg zniknie. Ślubny podrzucił mnie na trasę, żebym nie musiała nieść nart na szlak.
Droga wyglądał inaczej niż poprzedniego dnia, tu i ówdzie śnieg zaczął znikać, kilka razy w moim wczorajszym śladzie trafiłam na wodę. Nim podbiegłam na szlak na Sępią Górę, zdążyłam się rozgrzać i ściągnęłam kurtkę. Na szlaku skręciłam w prawo. Zaskoczyło mnie, że po południowej stronie lasu, było zielono, a nie biało, było tez cieplej niż na Modrzewiowej. Zaczęłam podejrzewać, że mój plan nie wypali, ale to co ujrzałam po dotarciu na przełęcz pod Sępią Górą mocno mnie zaskoczyło. Żeby dostać się do Skałki Zofii, potrzebowałabym chyba amfibii lub pontonu. Wielka bura kałuża zagradzała drogę, a dalej też widać było jedynie błoto.
Nie pozostało mi nic innego, jak zawrócić na 5 Dróg. Na kawę zatrzymałam się przy paśniku, bo tylko tu znalazłam kawałek suchego miejsca, by rozłożyć swój koc. Posiedziałam z twarzą zwróconą ku słońcu, zjadłam czekoladkę i napiłam się kawy. Przyjemnie było.
Cudna pogoda, zero ludzi i czas dla siebie… Czegóż chcieć
więcej!
Spokojnie podjechałam pod Wysoką, potem dojechałam do 5
Dróg. Z Tytoniowej Ścieżki spływała woda. Szkoda, bo tamtędy też lubię biegać.
Zjechałam na Modrzewiową i zadzwoniłam po Ślubnego, który
sam zaoferował się, że podjedzie po mnie do szlabanu.
Ostatni kawałek przeszłam, niosąc narty na ramieniu, bo spomiędzy
łach śniegu wyłaziły już kamienie, żwir i błoto.
To były dwie przyjemne wycieczki. Teraz pozostaje mi czekać na większe opady śniegu, by powłóczyć się na nartach do skitury.
Wszystkiego dobrego w Nowym Roku :)
OdpowiedzUsuńNarty be, rowerki cacy 😉 Tylko gdzie ta wiosenka 🥺
OdpowiedzUsuń