Styczeń był szybki, emocjonalny i sama nie wiem, jak udało mi się czytać 2 książki tygodniowo, a przy tym sięgnęłam po różne gatunki i rodzaje literackie.
Zapraszam na podsumowanie stycznia!
Rok zaczęłam powieścią historyczną Moniki Raspen "Wnuczka Faberge". To prawdziwa perełka literacka i najlepsza książka stycznia.
Kolejną książką było nowe tłumaczenie "Tkaczy" Gerharda Hauptmanna. Wydanie Sielsia Progress charakteryzuje się wykorzystaniem języka śląskiego, co pozwala lepiej zrozumieć przesłanie dramatu.
"Atlas dziur i szczelin" Michała Książka to trochę "trupek z półki" . Zbiór gawęd o faunie i florze Warszawy czekał prawie dwa lata na swoją kolej. Nie wiem, czemu nie przeczytałam od razu, bo książka całkiem niezła.
"Byk" Szczepana Twardocha też trochę czekał na swoją kolej. Dramat mnie poruszył, bo pokazuje nasze śląskie traumy, które nagle wychodzą na światło dzienne.
"Inwokacje" Krystal Sutherland przenosi czytelnika w mroczne zakamarki Londynu, gdzie prawdziwa czarownica tworzy inwokacje wiążące kobiety z demonami. Fantasy, które nie jest może genialne, ale dało się przeczytać.
Największym trupkiem w styczniu okazało się "Miasto złudzeń" Ursuli K.Le Guin. Nawet nie wiedziałam, że mam taką klasykę sf w biblioteczce! Dopiero Chuda zwróciła moja uwagę na tę książkę. Jakie to było dobre! Refleksje na temat możliwej przyszłości ludzkości nie straciły nic na swej aktualności.
"Brzydcy ludzie" Żanety Pawlik to styczniowa premiera. Doskonała powieść obyczajowa, poruszająca problem starości, opieki nad niedołężnymi rodzicami i potrzebie wolności. Bardzo dobry tekst!
Miesiąc skończyłam kryminałem "Złodziejski spadek" Bożeny Mazalik. Zdradliwa górska zima z mgłą i śliskimi, krętymi drogami. To mnie kupiło! Całkiem przyzwoite czytadło. Trzyma w napięciu i pozwala dobrze spędzić czas. Wartość dodana: mogliśmy się ze Ślubnym wymienić wrażeniami, bo czytaliśmy dzień po dniu.
Jak Wam się podoba taka forma podsumowania?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz